Leniwa niedziela

Po kilku dniach brzydkich, zapowiadających jesień, przyszła pora na letni niedzielny poranek. Kocham upalne lato, słońce, piasek. Złote promyki migające na przymrużonych powiekach. Leniwe chwile, wypełnione spokojem. Niedaleko mojego tętniącego nieustannym ruchem miasta, jest takie cudowne miejsce. Zakole rzeki, soczysta trawa. i … piaszczysta, dziurawa droga tam prowadząca. Droga, która zniechęci dbających o podwozie mechanicznej bryki. Więc nie jest tam tłoczno. Ale nie jest to też zupelne pustkowie. Jest za to krzywy, odrobinę dziurawy pomost. Rdzewiejący w naturalnym, niezakłóconym tempie  i niewątpliwie pamiętający czasy  lepszej/ (?) zaprzeszłej epoki. Z nowości – pojawiły się kajaki i ścianka wspinaczkowa dla dzieci. Poza tym, miejsce nadal tkwi głęboko w tej poprzedniej epoce. Jest i bar gdzie serwują kiepskiej jakości piwo. Wódeczkę też nabyć można …. choć tak na prawdę nie wiem, bo nie sprawdzałam 😉  Toalety zyskały nowe drewniane i bardzo kolorowe drzwi. Jednak nawet gdyby ich nie było i tak tam sie wybiorę, bo leniwa niedziela jest jak najbardziej pożądana.

Pakuję jedzenie do turystycznej lodówki, z szafy wyciągam koc  i… gotowe. Jedziemy.

 

 

Blog kulinarny wiec powinno być o jedzeniu. Ale nie będzie 😉

Nie dzisiaj. Ze wspomnień – nad rzekę zabrałam ostatnią paczkę paluszków przywiezionych z wakacji nad Adriatykiem. U nast takich nie robią. W Polsce jeszcze nikt nie wpadł na pomysł by do środka paluszka wcisnąć pastę z orzeszków arachidowych. Pyszne, proste. Po prostu zaskoczyło mnie.

Tymi paluszkami poczęstowała Julę pewna muzułmańska rodzina wypoczywająca, tak jak i my, z dziećmi na plaży.

Proszę niech ktoś pomysł skopiuje i zapełni takimi paluszkowymi pysznościami sklepowe półki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *